Wiśniowy sad
Autor: Antoni Czechow

"Wiśniowy sad" to requiem dla rosyjskiej arystokracji. Czechow maluje portrety członków rodziny, której majątek topnieje, a jedynej nadziei upatrują w sprzedaży tego, co jeszcze zostało z dawnej świetności. I w Łopachinie. Syn chłopa, teraz bogacz, który dorobił się na operacjach finansowych, staje się panem swoich dawnych panów. Łopachin, kierując sie rachunkiem ekonomicznym, ale też źle skrywanym sentymentem, podsuwa propozycje uniknięcia finansowego krachu. Jednak przybyłą z Paryża Raniewską interesuje tylko zdobycie funduszy i powrót za granicę. Pozostali domownicy starają się jakoś przetrwać.
To zderzenie pokazuje społeczną "zmianę warty": arystokracja ustępuje miejsca nowej klasie społecznej, a właściwie klasie ekonomicznej. Nie brakuje zapowiedzi, że niebawem porządek świata zmieni się jeszcze radykalniej - pod wpływem ludzi, którzy nie mają ani pochodzenia, ani pieniędzy, za to ich pięści są twarde, a głowy rozpalone ideami powszechnej równości i sprawidliwości...
Premiera: 29 kwietnia 2006
Scena: duża
Przekład: Czesław Jastrzębiec-Kozłowski
Reżyser: Piotr Ziniewicz
Asystent Reżysera: Krystyna Kacprowicz-Sokołowska
Scenografia: Andrzej Strumiłło, asystent scenografa: Grażyna Kryś-Lelusz
Muzyka: Paweł Kolenda
Obsada:
· Grażyna Strachota: Lubow Raniewska
· Aleksandra Maj: Waria
· Agnieszka Możejko: Ania
· Tadeusz Sokołowski: Leonid Gajew
· Bernard Maciej Bania: Jermołaj Łopachin
· Krzysztof Ławniczak: Firs
· Rafał Olszewski: Jasza
· Piotr Półtorak: Piotr Trofimow
· Sławomir Popławski: Borys Siemionow-Piszczyk
· Barbara Matusiewicz: Szarlotta
· Tadeusz Grochowski: Sjemion Jepichodow
· Monika Zaborska-Wróblewska: Duniasza
Recenzje:
Zaburzona atmosfera schyłku
Reżyser Piotr Ziniewicz też miał pomysł na spektakl - niezgorszy, atrakcyjny, choć nie do końca konsekwentnie poprowadzony. Zrobił "Wiśniowy sad" wedle litery Czechowa, choć z perspektywy współczesności. My, starsi o stulecie od bohaterów, wiemy, co się zdarzy za chwilę, lat kilka czy kilkanaście: koniec czechowowskiego świata już bliski, samowar jeszcze spokojnie szumi, wszyscy sennie spędzają popołudnie, ale sad zaraz zniknie, a przez Rosję przetoczy się burza, która zmieni świat. U Czechowa znaków jest wiele. Białostocki spektakl też stara się nie uronić nic z atmosfery schyłku. A nawet cierpi na zbytnią dosłowność. To rzecz o tym, jak "stare" jeszcze trwa, ale już wdziera się "nowe". Raniewska ma jeszcze tiurniurę, ale jej przybrana córka Waria pokazuje już spod spódnic czerwone martensy. Brat Raniewskiej nosi koronkowy żabocik, ale Jasza, młody lokaj - ma czerwone trampki i pacyfkę na szyi. Szarlota (Barbara Matusiewicz) odkryła brzuch i rozdaje wizytówki.
Gdzieś w tej sennej atmosferze dworu drzemie wulkan, rację ma - choć sam nie jest jej świadom korepetytor Pietia, mówiąc: "Ludzkość kroczy naprzód, doskonaląc swe siły". Kontrast, zgrzyt i dekonstrukcja (co widać w finałowej scenie rozbierania scenografii na oczach widzów) - oto pomysły na spektakl. Niestety, dezorientacja widzów rośnie, gdy Raniewska mówi - jak Czechow przykazał - "stareńki" o swoim starym lokaju Firsie (Krzysztof Ławniczak), podczas gdy ten jest w jej wieku i odziany współcześnie. Albo w finale - wszyscy biegają pytając, czy Firsa odwieziono do szpitala, ten zaś krąży jak duch między nimi, uśmiechając się pobłażliwie. Albo wreszcie - po rozebraniu z dekoracji sceny - zostaje na niej sam i zaczyna opętańczo podskakiwać.
Nie wiem, co reżyser miał na myśli i dlaczego Firs, epigon wcześniejszej epoki, stał się tej zagadkowej myśli kluczem. Karkołomne nieco posunięcie.(...)
Słowo o aktorach. Znakomita jest Waria (Aleksandra Maj): wzrok surowy, mocno ściągnięte do włosy, w ciemnych prawie zakonnych sukniach, w rozświergotanym towarzystwie przykuwa wzrok. Borys Siemionów-Piszczyk (Sławomir Popławski), blazeńska postać, przemyślana w każdym calu. Śmieszny Pietia z wronim gniazdem na głowie (Piotr Półtorak). Córka Raniewskiej - Ania, delikatna, ale i silna (Agnieszka Możejko). Prostaczek Łopachin, z czasem nabierający sznytu (Bernard Maciej Bania). Dobra muzyka (Paweł Kolenda i zespół), wielka dbałość o scenograficzne szczegóły - przyjrzyjcie się sakwojażom! (Andrzej Strumiłło).
Reasumując: spektakl niezły.
Monika Żmijewska, Gazeta Wyborcza, 03.05.2006